Siadam przed komputerem albo przed pustą kartką z zamiarem napisania czegokolwiek. Wreszcie zaczynam, wychodzą z tego dwa czy trzy akapity, natrafiam na kompletnie beznadziejne zdanie, rzucam pióro i idę do kuchni zrobić sobie herbatę.
Tak wygląda mój kryzys literacki.
To zjawisko jest znane wszystkim, którzy piszą, ale nie tylko. W wielu dziedzinach natrafiamy na takie momenty. Najlepszym sposobem na to jest po prostu rzucenie czynności na pięć godzin i powrót do niej później. Tak samo jest z pisaniem.
Zauważyłem, że zawsze najgorzej wychodzi mi to rano. Szczególnie kiedy świeci mocne słońce i widać kurz na monitorze komputera. Wtedy już wiem, że nic z pisania nie będzie. Co ciekawe, Juliusz Verne zawsze wstawał wcześnie, nawet o piątej, żeby tworzyć swoje genialne powieści. Ja natomiast lubię przelewać myśli na papier po południu, a nawet wieczorem, kiedy robi się ciemno i mam herbatkę i jakieś ciasteczko – wtedy spod mojego pióra wychodzą najlepsze prace.
Próbowałem też pisać w drodze i na świeżym powietrzu, ale zawsze najlepiej pracuje mi się w domowym zaciszu, no właśnie, w zaciszu. Czyli najlepiej, kiedy nikt nie przeszkadza. Odwołam się znowu do francuskiego pisarza i do anegdotki opowiadanej o nim. Mianowicie, kiedy syn Verne’a chciał pobawić się wahadłem od zegara, pisarz powiedział by dano mu je dano wraz z zegarem, byleby tylko dziecko wreszcie było cicho.
Kolejnym aspektem jest częsty brak pomysłu. Co się będzie dalej działo? Zazwyczaj rozwiązanie przychodzi same, trzeba tylko poczekać na nagłą wizję. Często też szukam inspiracji u innych autorów, w wydarzeniach historycznych, które stanowią tło do wydarzeń, nierzadko osnową akcji mogą być odwiedzone miejsca. Słowem, pomysłów nie zabraknie nigdy, trzeba tylko uważnie obserwować.
A Wy? Kiedy lubicie pisać? Czy także doświadczyliście kryzysu (nie tylko literackiego)? Dajcie znać w komentarzach.
Oj tak, kryzys pisarski to coś z czym zmagam się non stop. Nie chodzi tu nawet o porę dnia czy miejsce, choć to też ma zawsze jakieś znaczenie. Mi poprostu siada akcja i nie wiem co dalej…
Och…herbata to absolutne minimum przy pisaniu i czytaniu z resztą (wypijam ją litrami), nie wspominając już o ciasteczkach.;) Co do miejsca pisania to preferuję świeże powietrze, nastrojowy zachód słońca nad jeziorem czy malownicze szczyty w tle-cud, miód, malina! Fajny blog, ciekawie się zapowiada.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za miłe słowa, w widokowym plenerze jeszcze nie pisałem. Ale zawsze warto spróbować…:)
PolubieniePolubienie